Podróże Guliwera, Węgry

Placki nie po węgiersku

Podróże Guliwera, Węgry 1

Odnaleźć placki po węgiersku na Węgrzech to zadanie trudne niczym szukanie ryby po grecku w Atenach czy odgrzewanej fasolki po bretońsku na dworcu kolejowym w Nantes. Podróżując po wschodnich Węgrzech postanowiłem, że musze spróbować tych sławetnych placków po węgiersku, które tyle razy serwowano mi w polskich restauracjach, barach dworcowych czy domach, a które zawsze przyprawiają mnie o gastryczną euforię. Sądząc, że przepyszne placuszki podawane w Polsce to tylko marna kopia tych węgierskich, postawiłem sobie za punkt honoru odnalezienie tych oryginalnych i najbardziej osławionych w świecie. Klucząc od baru do baru najpierw w Tokaju, Nyíregyháza, później w Debrecenie i wreszcie w Budapeszcie, szybko zorientowałem się, że tutaj te mityczne placki po węgiersku po prostu nie istnieją. Odkrycie to potwierdziły moje późniejsze podróże po kraju, który tak bardzo kocham – Eger, Hajduszoboszlo, Szeged, Sarospatak, Balaton – placków ziemniaczanych brak! Początkowo myślałem że moja porażka poszukiwawcza spowodowana jest  kompletnym brakiem komunikacji pomiędzy mną a samymi Węgrami. Język węgierski, bowiem, nie ułatwia życia, a sami Węgrzy zdecydowanie wolą mleć słodką paprykę niż uczyć się języków spoza grupy ugrofińskiej.Podróże Guliwera, Węgry 3

Jeśli niemożność odnalezienia placków po węgiersku na Węgrzech nie wynika z językowych nieporozumień, to gdzie jest jej przyczyna? Oczywiście chodzi o GULASZ (gulyàs)! Jada się go wszędzie, jest ogólnie dostępny, tani, pożywny i smaczny. Podaje się go najczęściej w postaci gęstej zupy w jednym kociołku na kilka osób, do tego obowiązkowo białe pieczywo. Węgrzy uznają bowiem pieczywo ciemne za oznakę biedy i nawet za pomocą najbardziej wymyślnych tortur nie przekona się ich do zmiany tej decyzji. Najbardziej znana u Madziarów jest właśnie zupa gulaszowa  gulyásleves (w skrócie gulyàs) podawana niemal we wszystkich restauracjach od Sátoraljaújhely po Pécs.  Jej bardziej ortodoksyjna wersja to bográcsgulyàs czyli gulasz robiony metodą tradycyjną w ciężkim żeliwnym kociołku bez pokrywy zwanym właśnie bogrács (pol. bogracz), który na specjalnym trójnogu ustawia się nad żywym ogniem. W obu przypadkach gulasz to nic innego jak duszone mięso wołowe lub wieprzowe, które wprzódy dodaje się do cebuli zeszklonej obowiązkowo na wytopionym smalcu lub słoninie i łyżką słodkiej papryki w proszku. Całość dusi się potem z warzywami – papryką, pomidorami, ziemniakami, pietruszką i marchewką. Danie to nie ma nic wspólnego z tzw. bograczem, którym od czasów towarzysza Gierka katuje się nas na polskich weselach, a który jest niczym innym jak mięsną zupą z kawałkami papryki (często marynowanej, o zgrozo!). Sos mięsny dodawany do placków ziemniaczanych w Polsce to przecież nie zupa, a więc de facto nie gulasz lecz, aby być precyzyjnym, pörkölt (pol. perkelt) czyli mięso w sosie dodawane najczęściej do kluseczek galuska. Zatem osławione w Polsce placki po węgiersku to nic innego jak tylko placki ziemniaczane polane sosem z kawałkami mięsa, który w Polsce zwiemy często gulaszem, który automatycznie kojarzy nam się z Węgrami, bo stanowi ich narodową potrawę. Sam placek ziemniaczany stanowiący dodatek do mięs lub jedzony na słodko nie jest wcale popularny na Węgrzech. O wiele częściej można go dostać w Polsce, na Litwie, Łotwie, czy Czechach. Będąc na Węgrzech lepiej porzucić nadzieje na skosztowanie placka po węgiersku i spróbować samego gulaszu (zawsze należy go szukać w karcie dań pod hasłem „zupy”), który nie ma sobie równych na świecie. Jó étvágyat!

Posted in Podróże guliwera and tagged .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *